Tradycyjne, z grzybami, z fasolką, francuskie (z cukinią, bakłażanem, przypominające ratatouille), z zacierkami, jajkami, a może leczo z brzoskwiń albo paleo? Podczas festiwalu w niezliczonych wariacjach w ponad stu kociołkach bulgotać będzie ta klasyczna węgierska potrawa. Dawne receptury odświeżać można nie tylko w kuchennym zaciszu.
Székesfehérvár nazywany jest Miastem Króli, bo był pierwszą, historyczną stolicą Węgier. Gdy z końcem lata dojrzeje papryka, bo jego uliczkach rozchodza się łechcące podniebienie aromaty. I pojawia się zasadnicze pytanie: kto w tym roku zostanie Królem Leczo? Komu uda się znaleźć najlepszą kombinację, która zdobędzie uznanie publiczności i miejscowych mistrzów kuchni, z których składa się jury? Ciekawe, jak dawni władcy oceniliby dzisiejsze popisy.
Popisom gastronomicznym towarzyszą bogate programy adresowane do całej rodziny i jarmark rękodzieła węgierskiego. Budapeszt od Székesfehérváru dzieli 60 km, a z Siófok zaledwie 44 km – autostradą jest to 20-25 minut jazdy.
To niepowtarzalna okazja, by pokosztować prawdziwego węgierskiego leczo. I choć w każdym domu przygotowuje się tę potrawę trochę inaczej, to jej smak znacznie odbiega od polskich wyobrażeń. Kluczem do sukcesu jest prawdziwa węgierska papryka (biała) i specjalna paprykowa, łagodna w smaku kiełbasa. Więcej wytłumaczyć się nie da – trzeba spróbować!