Południowy brzeg Balatonu jest bardzo nastawiony na rodziny z dziećmi, tani i pełen atrakcji. Ma bogatszą bazę noclegową oraz lepszy dostęp do linii brzegowej. Tu też są winnice, a przede wszystkim południowy brzeg Balatonu słynie z najpiękniejszych zachodów słońca.
Balatonvilágos to kurort dawniej zarezerwowany dla partyjnych dygnitarzy. Sporo terenów było w ogóle niedostępnych dla zwykłych obywateli, a prywatnych willi dorobić się mogli naprawdę nieliczni. Od tej pory wiele się zmieniło, ale ta nobilitująca sława miejsca dla wybranych pozostała. Teraz w Balatonvilágos i zrośniętym z nim Balatonaliga spotkać można węgierskich celebrytów, w modzie jest tu nie tylko mieć swój dom, ale i jacht w przystani. Takie węgierskie St. Tropez, z tym że wciąż dość dyskretne. Życie toczy się tu raczej w zamkniętych ekskluzywnych klubach i hotelach. Widokowo zachwycające – nie ma co kryć, reżim zawsze wiedział, gdzie się lokować. Stosunkowo mało jest prywatnych kwater. Jak ktoś ma tu dom, to i pieniądze i nie musi wynajmować.
Siófok, uchodzące za głośne i hałaśliwe, ciągnie się 17 km wzdłuż Balatonu i naprawdę bardzo łatwo znaleźć tu ciche i spokojne zakątki. Nie jest wybetonowanym kurortem, tylko niezwykłym miasteczkiem, które urodą i historią porównać można do naszego Zakopanego. I podobnie jak w Zakopanem można lansować się na Krupówkach albo można pójść na spacer Pod Reglami, tak i tu od nas zależy, jak spędzimy czas.
Jak ktoś lubi gwar, to będzie zachwycony deptakiem Petőfiego, ale wystarczy skręcić do parku Jókaiego, mieszkać na Złotym Wybrzeżu za ciągiem hoteli, pójść na spacer Srebrnym Wybrzeżem, żeby odkryć zupełnie inne oblicze miejscowości. W Zakopanem zdarzyło mi się mieszkać w samym centrum w bardzo kameralnych miejscach. W Siófok też takie znajdziecie. Jeśli ktoś woli się zakwaterować „na zapleczu”, to lepiej wybrać Széplak-felső, Szabadifürdő, Sóstó, tak jakbyśmy wybrali Kościelisko, Antałówkę czy Murzasihle.
Na bzdury wypisywane a propos Siófok jestem wyjątkowo cięta, bo sama tu mieszkam. Tak, młodzi na pewno nie będą się tu nudzić. Ale rodziny z dziećmi znajdą piękne plaże dla maluchów i milion atrakcji. Od ogromu możliwości może zakręcić się w głowie i chyba o to chodzi na wakacjach.
Zamárdi znajduje się zaledwie 10 km od Siófok. Bardzo sympatyczne miasteczko, ale nastawione bardziej na rodziny z dziećmi. I choć różnych atrakcji nie brakuje, to dzieciaki są wszędzie i z tym się trzeba liczyć. Młodym, imprezującym ekipom odradzam – przynajmniej na tym etapie wieku, że maluchy jeszcze irytują, a nie wywołują marzeń o własnym. Rodzinom z dziećmi polecam zaś jak najbardziej. Idealne warunki, by dzieci się wybawiły, a rodzice mieli czas dla siebie. Niestety nie ma tu portu, choć zaraz jest przeprawa promowa w Szántód. Dużym atutem jest bliskość Siófok – port, Tesco, gwarne dyskoteki – w sumie wszystko na wyciągnięcie ręki. W Zamárdi jest wyłącznie bezpłatna 3-kilometrowa plaża. A także przepiękny punkt widokowy wprost na Półwysep Tihany.
Balatonföldvár mi się bardzo podoba, bo jest wyjątkowo malowniczo położone. Część miasta znajduje się na poziomie Balatonu, część na skarpie, na której jest najlepszy punkt widokowy. Ma też jeden z najładniejszych portów, z wyspą po środku. Stosunkowo spora miejscowość z pełną infrastrukturą. Tu także nie brak zabytkowych willi z końca XIX w., miasteczko wówczas szczególnie upodobali sobie wysoko postawieni wojskowi. Może właśnie przez to „strategiczne” położenie.
Balatonszárszó to urocze kameralne miasteczko, ciche, spokojne, tanie, idealne na urlop z dziećmi albo dla osób, które nie są zainteresowane życiem nocnym. Jeśli ktoś woli wieczorem grilla w ogrodzie w gronie przyjaciół albo romantyczne spacery we dwoje, będzie zachwycony. Tu liczyć możemy na wyjątkowo widowiskowe zachody słońca, bo latem ognista kula ginie dokładnie za słynną sylwetką winnego wzgórza Badacsony.
Balatonszemes jest dość starą miejscowością z ciekawie poprowadzonymi uliczkami. Ale mi się tam nie podoba plaża, bo nad brzegiem jest dużo drzew. A ja się lubię opalać, a nie ganiać z ręcznikiem, że drzewo mi cień rzuca. Bardzo dużo ładnych tras spacerowych, ale na pewno nie jest to centrum rozrywki dla młodzieży.
Balatonlelle to w ogóle nie moja bajka. Na mnie robi wrażenie nudnego letniska o monotonnej architekturze. Chyba najbardziej przypomina nadbałtyckie miejscowości. Jak jeszcze dodać tę słynną sztucznie usypaną piaszczystą plażę, to Bałtyk wypisz-wymaluj. I może dlatego Lelle tak przypada do gustu wielu gościom z Polski. Balatonlelle wlecze się w nieskończoność, pełne jest typowych, wakacyjnych rozrywek i budek. Ale sporo młodych ludzi się tu dobrze czuje albo młodych rodziców, którzy nie organizują wakacji wyłącznie pod dzieci, ale i pod siebie.
Balatonboglár sąsiadujące z Balatonlelle, a w zasadzie z nim zrośnięte, jest moim zdaniem o wiele ciekawsze. Może dlatego, że ma za plecami wzgórze, na którym jest punkt widokowy, park przygód, tor bobslejowy. Sprawia też wrażenie starszego pod względem zachowanej zabudowy. Plaża mniej zaludniona niż w Balatonlelle, trawiasta. Balatonboglár słynie z wytwórni win i szampanów BB, znanych też w Polsce. Dlatego Święto Wina i Chleba (św. Stefana 20 sierpnia) jest tu hucznie obchodzone.
Fonyód jest świetne dla kogoś, kto lubi zwiedzanie, a nie tylko plażowanie. Cudowny stary kurort, podobny nieco klasą do Siófok, choć aż tylu fantastycznych willi nigdzie poza Siófok spotkać nie sposób. Zapierający dech w piersiach widok wprost na wzgórze Badacsony. Wymarzona baza wypadowa do dalszych wycieczek. Ładny port, z którego regularnie kursują statki na drugi brzeg. Stacja kolejowa i dobre połączenia z nieodległym już Keszthely.
Balatonfenyves to znów spokojniejsze miejsce, niezbyt odkryte przez zagranicznych turystów, a przez to tanie. Ale nie brakuje typowo wakacyjnych atrakcji, restauracji, jest też kolejka wąskotorowa. Poza tym sporo nienaruszonej przyrody. W Balatonfenyves jest wyłącznie bezpłatna plaża. Mi te rejony najbardziej przypominają dzikie zakątki mazurskich jezior. Trzciny, pomosty, sporo mniejszych plaż. Dla tych, którzy szukają kontaktu z przyrodą, lubią w spokoju poczytać książkę, zagapić się w niebo. A wieczorem usiąść przy winie w jakiejś małej knajpce.
Balatonmáriafürdő jest nieco większe niż pobliskie Balatonfenyves, ma swój port, więc to dobra baza wypadowa do dalszych wycieczek. Centrum zdaje się bardziej tętnić życiem, więc tym, którzy szukają towarzystwa innych ludzi, może się bardziej podobać. Z tego zachodniego krańca Balatonu cały czas są ładne widoki na malownicze wzgórza północnego brzegu – Badacsony, Szigliget. Mi w tym miasteczku trudno znaleźć jakiś charakterystyczny rys. Ani ładne, ani brzydkie. Trochę już nudno austriackie.
Podsumowanie. Najważniejsze chyba, że obojętnie gdzie będziemy mieszkać, to pomiędzy poszczególnymi miejscowościami są bardzo nieduże odległości i łatwo wszystko pozwiedzać. Cały Balaton, żeby objechać samochodem dookoła, zahaczając o Hévíz i robiąc krótkie przystanki w najważniejszych punktach, to wycieczka na jeden dzień – trasa przejazdu 250 km.
Staram się mówić możliwie obiektywnie o Balatonie, choć oczywiście każdemu z nas co innego się podoba i bardzo trudno radzić, w którym miejscu ktoś się najlepiej będzie czuł.