Helka Travel > Węgry > Gastronomia i imprezy > Degustacja win > Enoturystyka na Węgrzech

Węgry - Enoturystyka na Węgrzech

Taki ładny temat pracy magisterskiej wymyśliła sobie pani Małgorzata Deda (kierunek Turystyka i Rekreacja). Poprosiła mnie, bym udzieliła jej pisemnie wywiadu, co też z chęcią uczyniłam, bo cóż może być przyjemniejszego od wspierania polskiej nauki z kieliszkiem węgierskiego wina w dłoni! Wywiad jest długi, ale pytania naprawdę interesujące, a ja odpowiadam na nie szczerze, dzieląc się wieloma cennymi informacjami (i nie przynudzając!). Dlatego pomyślałam, że warto go zamieścić na naszej stronie – co dzięki uprzejmości autorki okazało się możliwe – tak, aby skorzystała nie tylko polska nauka, ale każdy, kto kocha wina.

Pyta Małgorzata Deda, odpowiada na piśmie Katarzyna Kociuba

1. Czy w ciągu ostatnich kilku miesięcy lub lat zainteresowanie enoturystyką wśród turystów wzrosło? Jeśli tak, jak duży jest to wzrost?

Tak, ale powolutku to idzie. Nie dysponuję danymi statystycznymi, ale myślę, że może to być wzrost na poziomie 1 – 2%. Polacy coraz bardziej przekonują się do wina – widać to i w handlu, i w gastronomii. Ale jeśli chodzi o spożycie tego trunku wciąż jesteśmy bardzo daleko w porównaniu z innymi krajami Europy. Co za tym idzie – także wiedza na temat wina jest w naszym narodzie bardzo skromna. Polak, gdy wejdzie do sklepu z winami (tudzież do restauracji), zdaje się na sugestie sprzedawcy (tudzież kelnera). A ci też nie zawsze są kompetentni i tak błędne koło dezinformacji się zamyka. To co tu dopiero mówić o wyjazdach na degustacje! Może by tych chętnych było więcej, ale oni często po prostu nie wiedzą, gdzie mieliby jechać i co warto skosztować.

2. O co najczęściej pytają osoby zainteresowane tego typu wyjazdami?

Pytają właśnie, gdzie, w który region Węgier warto się udać. Wiedza Polaków zatrzymuje się na tym, że jest Eger i Tokaj. Niby wiedzą, że na całych Węgrzech produkuje się wina, ale że dla Balatonu charakterystyczne są lekkie wina białe i różowe, zaś region Villány (na południu kraju) nazywany jest „węgierską Toskanią” i słynie z głębokich win czerwonych – to już jest odkrycie. Jeśli turyści wiedzą, gdzie chcą jechać, to proszą o wskazanie winnicy, do której warto się udać. Czasem popisują się znajomością 1 – 2 nazwisk węgierskich winiarzy, na których wina akurat trafili w Polsce. Ale to najczęściej są duzi producenci, niekoniecznie najbardziej uznani na rynku węgierskim. Zatem wskazanie im lokalnych, zacnych win jest cenną informacją. Turyści oczywiście pytają o ceny, możliwości zakwaterowania oraz inne atrakcje – najczęściej o baseny termalne.

3. W jakie rejony Europy najczęściej udają się takie osoby i dlaczego?

Ba, no przez to, że działamy wyłącznie na rynku węgierskim, nie mam porównania i ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie. Wiem, że dość prężnie pod tym względem reklamuje się w naszym kraju Słowacja. Niemniej po przyjęciu euro i przy obecnie skaczącym i nie dość atrakcyjnym kursie tej waluty przestała być aż tak atrakcyjna cenowo, jak niegdyś. Z głowy można by pewnie wymienić Francję lub Włochy. Ale tu po prostu trzeba mieć pieniądze, żeby na taki wyjazd się udać. Raz z racji odległości, dwa – cen zakwaterowania, bo akurat dobre wina na miejscu są bez wątpienia tańsze niż w polskich sklepach. Blisko są Niemcy. Mają fantastyczne wina reńskie (mieszkałam przez rok w Kolonii i miałam niepowtarzalną okazję sporo tamtejszych win podegustować). Ale czy ktoś kiedyś słyszał, żeby Polak pojechał na wakacje do Niemiec?! Tam się jeździ do pracy, z musu, a nie z własnej woli. Węgry w obecnej sytuacji ekonomicznej są na pewno atrakcyjnym i coraz chętniej wybieranym kierunkiem. Przy słabym forincie oferta jest bardzo atrakcyjna cenowo (ze względu na różnicę w kursie walut, choć na Węgrzech były podwyżki, to dla Polaków ceny są niższe niż rok temu (sic!), bo złotówka umocniła się w stosunku do forinta). Kraj położony jest blisko (zwłaszcza dla osób mieszkających na południu Polski), słynie z dobrej kuchni, zabytków i wspomnianych już wyżej wód termalnych, także można połączyć przyjemne z pożytecznym. Słowem, mi się wydaje, że jeśli Polacy są zainteresowani enoturystyką (o, głupi Wujek G. nie zna tego określenia! i w kółko wyskakuje z tym eko, idiota, pewnie nie pije), to Węgry plasują się w ścisłej czołówce jako cel ich podróży.

4. Co jest główną przyczyną wybierania tej a nie innej formy turystyki?

Ciekawość świata. Że czegoś można się dowiedzieć, nauczyć. Chęć zrobienia sobie przyjemności – dla podniebienia, ale i dla duszy. Ale dla sporej części to także chęć popisania się przed znajomymi. W dzisiejszych czasach nie wypada wrócić z wakacji i powiedzieć, że dwa tygodnie leżało się na plaży. Jakby to wyglądało?! Rysiek nurkował w Egipcie, Zdzisiek objechał rowerem Skandynawię, Ela doiła kozy na farmie ekologicznej, a ja nic? No to powiem, że degustowałem wina. Przynajmniej nie tak męczące zajęcie, a można zabłysnąć. A jak się jeszcze uda nauczyć tego trudnego słowa, że to enoturystyka, to już wrażenie w środowisku murowane.

5. Jakie osoby najczęściej korzystają z wyjazdów enoturystycznych?

Tu pytanie trochę pokrywa się z poprzednim. Ale zacznę od czegoś innego: częściej mężczyźni niż kobiety, osoby w wieku 35 – 55 lat (żadnych badań nie robiłam, to tylko wynik obserwacji). Najczęściej osoby jakoś związane z „branżą”. Kucharze, restauratorzy, właściciele pensjonatów, gospodarstw ekologicznych, producenci wina. Raczej więc powiedziałabym, że przeważają osoby naprawdę zainteresowane tematem, które taki wyjazd traktują nieco „służbowo”, jak szkolenie. Zazwyczaj są to ludzie o otwartych horyzontach, którzy przy okazji chcą coś zobaczyć, pozwiedzać, poznać kraj. Ale zdarzają się i tacy, którymi kieruje chęć popisania się przed znajomymi – zwłaszcza młodzi dorobkiewicze z wielkich korporacji, prześcigający się na każdym kroku ze współpracownikami. Tacy, co to chętnie podłapują mody, trendy, nowinki. Enoturystyka jest w sam raz dla nich.

6. Jakie kryteria stosują klienci wybierając ofertę?

Cenę. Nie oszukujmy się – ile by kto nie miał pieniędzy, zawsze kryterium cenowe będzie najważniejsze. Łatwość dojazdu. Stosunek jakości do ceny, jeśli chodzi o standard zakwaterowania. Możliwość innych atrakcji w okolicy niż tylko degustacja wina. Paradoksalnie bym powiedziała, że choć wina są celem podróży, to nie one decydują o wyborze oferty.

7. Czy klienci biur podróży są zadowoleni z obecnej oferty? Które jej elementy są najczęściej chwalone, a które krytykowane?

Myślę, że nie są zadowoleni, bo oferta jest bardzo skromna i po prostu nie ma w czym wybierać. Wynika to z tego, że to są naczynia połączone: nie ma za wielu chętnych (turystów), nie ma dla kogo tworzyć niezliczonej ilości propozycji. Najczęściej krytykowana jest cena. Polak chciałby, żeby zakład pracy dofinansowywał mu wyjazd na winną degustację. Ale jak już przyjadą, to bardzo wszystko chwalą i najczęściej mówią, że wrócą (i wracają!).

8. Jak wyjazdy enoturystyczne wpływają na odwiedzane przez turystów regiony? Czy powoduje to ich rozwój, poszerzanie oferty itp.?

O, bez wątpienia tak! Węgrzy uwielbiają Polaków, z rozrzewnieniem wspominają czasy, gdy tłumnie odwiedzaliśmy ich kraj. W dobie kryzysu nękającego całą Europę, a wyjątkowo boleśnie odbijającego się na gospodarce węgierskiej, Węgrzy czekają na nas z otwartymi ramionami. W ostatnich latach mocno zauważa się odpływ Niemców czy Austriaków, zaś coraz częstszymi gośćmi są turyści z Polski. Nie raz tłumaczyłam menu czy strony internetowe, tak aby moi węgierscy przyjaciele mogli dotrzeć do polskich klientów. Co do poszerzania oferty, to Węgrzy mają bardzo ładną cechę, której nam, Polakom, brakuje. Umieją z sobą współpracować. Czyli jeśli winiarz urządza degustację, to chętnie przy okazji zaprezentuje domowe wędliny, które produkuje ktoś inny, lub tradycyjnie wytwarzane sery. Polak patrzy tylko na to, żeby on zarobił i nikt inny. A węgierski winiarz nie myśli, że jak ktoś kupi kilogram sera, to dla niego strata, bo za tą cenę by sprzedał jeszcze ze dwie butelki wina. Dla nich jest ważne, żeby gość był ukontentowany, bo taki na pewno wróci. Zatem poszerzenie oferty polega przede wszystkim na „skrzykiwaniu” okolicznych właścicieli innych biznesów i kooperowaniu z sobą. Nie chodzi tu tylko o kulinaria, ale przejazdy bryczką, występy muzyczne i inne atrakcje. Wszyscy zarabiają, klient jest zadowolony i w efekcie każdy zyskuje.

9. Jak w ciągu najbliższych lat zmieni się oferta wyjazdów enoturystycznych?

Tu też trochę będę się powtarzać w odniesieniu do poprzedniego pytania. Na pewno widać trend w łączeniu interesów – że klient, już zwabiony do tej winnicy, zechce skosztować innych specjałów, poznać kulturę danego kraju czy jakieś charakterystyczne dla danego regionu atrakcje. Na pewno wszystko będzie szło w kierunku indywidualizacji oferty – ona musi być szyta na miarę, pod danego klienta. Najlepiej jeśli składa się z „klocków”, które można dowolnie wymieniać. Bo jedni chcą jechać do aquaparku, a inni wolą zwiedzać pusztę.

10. Jakie Pana/Pani zdaniem są prognozy na najbliższe lata dotyczące enoturystyki?

Będzie się rozwijać. Ten trend ma przed sobą sporą przyszłość, poza tym jest mimochodem wspierany przez inne tendencje zauważalne na rynku. Wzrasta moda na zdrową żywność, slow food, powrót do natury, wytracenie pędu życia. Każdy kryzys ekonomiczny powoduje, że ludzie się zatrzymują w tym swoim biegu i najczęściej dochodzą do wniosku, że życie w pogoni za pieniądzem nie ma sensu (jakkolwiek górnolotnie to zabrzmi). Zaczynają szukać innych wartości, celów w życiu. Próbują się nim po prostu cieszyć i je smakować. A czy może być przyjemniejsza ucieczka od problemów tego świata niż kieliszek wina wśród winnych wzgórz zawieszonych nad oszałamiająco szmaragdowymi wodami Balatonu?

Zakończę, kradnąc z Witkacego: pisane pod wpływem Sárga Muskotály rocznik 2011 z piwnicy Feind (to białe wytrawne, tak dla wyjaśnienia, ten rok był wyjątkowo udany, wina są rewelacyjne! a Feind to jeden z najbardziej utalentowanych winiarzy z regionu Balatonu).